„Pracujemy z Shakespearem. Autor jest bezlitosny”

Na kilka dni przed premierą „Poskromienia złośnicy” rozmawiamy z Małgorzatą Warsicką, reżyserką spektaklu, studentką Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie.

 

_1770517Jolanta Kolano, Teatr Studyjny w Łodzi: W „Poskromieniu złośnicy” reżyseruje Pani studentów Wydziału Aktorskiego – aktorów na samym początku ich teatralnej drogi. To trudniejsze niż praca z aktorami po ukończeniu teatralnych szkół?

Małgorzata Warsicka, reżyserka spektaklu „Poskromienie złośnicy”: To większe wyzwanie i większe ryzyko, zarówno dla mnie jak i dla nich. Shakespeare stawia bardzo wysokie wymagania. W takiej sztuce jak „Poskromienie Złośnicy”, gdzie mamy kilka poziomów rzeczywistości, sen, teatr, teatr w teatrze… i jeszcze raz w teatrze, gdzie bohaterowie ciągle się przebierają, podszywają  pod siebie nawzajem, łatwo się pogubić. Zarówno na poziomie narracyjnym, jak i logiki prowadzenia postaci.

 

Czy dla tak młodych ludzi jak Pani czy studenci Szkoły Filmowej Shakespeare nie jest zbyt archaiczny, męcząco klasyczny?

Fantastyczne jest to, że kiedy już uda się przekonać studentów, że do Shakespeare’a nie trzeba podchodzić na kolanach, a czytanie tego tekstu należałoby zacząć od wyrwania strony tytułowej z nazwiskiem autora – geniusza, otwiera się zupełnie niespodziewana przestrzeń dialogu. W tekście nic nie jest powiedziane wprost, bohaterowie porozumiewają się swoistym kodem, przez co my również zaczynamy to robić. Paradoksalnie łatwiej nam, młodym ludziom żyjącym w XXI wieku porozumiewać się tym językiem. Poznajemy się przez wspólną kreację a nie opowiadając sobie smutne historie z dzieciństwa. Jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku, podobnie odbieramy rzeczywistość, mamy tą samą energię i determinację, jest to nasz wspólny dyplom, nasza wspólna wypowiedź.

 

Taka „studencka współpraca” nie niesie ze sobą niebezpieczeństw? Ryzyka?

 Zahaczamy o poczucie odpowiedzialności, z którym w szkole bywa różnie. Często robi się coś dla profesora  albo pod egzamin. Przy tej pracy namawiałam aktorów żeby naprawdę zastanowili się: po co? Co chcę powiedzieć tym ludziom, którzy przyszli na spektakl? To wymaga odwagi – to już nie jest egzamin na ocenę, ale samodzielna wypowiedź. Aktorzy zawodowi na pewno mają lepszą technikę, łatwiej osiągnąć im wyrazistość, spójność prowadzenia roli, lepiej znają swój warsztat. Tu wszyscy jesteśmy w laboratorium, eksperymentujemy. To mobilizuje i sprawia dużo satysfakcji, ale też konfrontuje nas ze wszystkimi naszymi nieumiejętnościami i słabościami.

Jak odczytała Pani Shakespeare’a? Czego mogą spodziewać się widzowie wybierający się na „Poskromienie złośnicy” w Pani reżyserii?

Starałam się rzetelnie wczytać w Shakespeare’a, iść za autorem, to może niemodne podejście, ale przy takim tekście konieczne. Na każdym kroku napotykam same pytania, ciągle otwierają się nowe światy. To pasjonujące poruszać się po takim terenie. Trudno odpowiedzieć jednym zdaniem, o czym jest ten spektakl. Ten tekst jest jak kalejdoskop, za każdym razem możemy zobaczyć coś innego. Mnie interesuje przede wszystkim temat braku autorytetów, brak ojców, brak instrukcji obsługi do tego, jak budować swoje życie, relacje z innymi ludźmi. Wolność jest totalna, nie ma granic, mamy przyzwolenie na wszystko. Jest to z jednej strony bardzo pozytywne, bycie sobie sterem okrętem i żeglarzem, ale z drugiej strony szukając granic swoich i cudzych musimy się kaleczyć. To jak daleko jesteśmy w stanie się w tym posunąć było głównym zagadnieniem, nad jakim się zastanawialiśmy.

 
„Poskromienie…” jest dyplomem aktorskim, ale i Pani reżyserskim dyplomem – z jakimi Pani emocjami wiąże się nadchodząca premiera?
Zdaję sobie sprawę z tego, że postawiłam aktorom, realizatorom i sobie samej bardzo trudne zadanie. Z każdym przebiegiem odkrywamy coś nowego. Mam ciągle poczucie, że jeszcze nie jest to gotowe, że nie wiemy jeszcze wszystkiego. Ciekawa jestem też, na ile komunikatywne jest to, co już zrobiliśmy. Ile uda nam się przekazać…

Spektakl jest efektem współpracy między Szkołą Filmową w Łodzi  i PWST Kraków. Czy takie „koprodukcje” są korzystne dla uczelni i ich studentów?

To okazja do konfrontacji z innym sposobem myślenia. Studenci w Krakowie i studenci w Łodzi kształceni są trochę inaczej. Poza tym taka współpraca to szansa zrobienia dyplomu, o który wcale nie jest tak łatwo. Współpracuję ze Szkołą Filmową w Łodzi dzięki Jackowi Orłowskiemu, mojemu profesorowi, który jest również opiekunem obecnego IV roku.  Z tego co wiem, studenci aktorstwa też mieli wpływ na to, czy powierzą swój dyplom studentom z krakowskiej Uczelni.

Trackback from your site.

Teatr Studyjny w Łodzi, ul. Kopernika 8, 90-509 Łódź
tel: 42 63 64 166